LEŚNE PRZEDSZKOLE TERAPEUTYCZNE PROWADZONE W DUCHU POROZUMIENIA BEZ PRZEMOCY

 

Kiedy Syn otrzymał diagnozę wiele osób bardzo intensywnie namawiało mnie na zapisanie go do przedszkola. Po otrzymaniu orzeczenia o potrzebie kształcenia specjalnego i potrzebie wczesnego wspomagania rozwoju, miałam do wyboru kilkadziesiąt przedszkoli terapeutycznych i integracyjnych, państwowych i prywatnych. Mieszkamy w Warszawie więc wybór wydawał mi się na prawdę ogromny, a ja byłam pełna nadziei, że zapisując T. do przedszkola zapewnię mu najlepszą możliwą terapię.

Najpierw odwiedziliśmy przedszkola położone najbliżej nas zaczynając od oddalonego od naszego domu o 250m, a potem coraz dalsze (skończyliśmy na takim oddalonym od nas o 30 km). Jeździliśmy, rozmawialiśmy, ja obserwowałam, dopytywałam i otwierałam coraz szerzej oczy nie dowierzając w to co widzę i słyszę.

  • Opór na stosowanie technik behawioralnych w terapii wyeliminował nam zdecydowaną większość przedszkoli (mimo, że w wielu z nich twierdzono np. że nie stosują kar tylko konsekwencje, to moja definicja słowa konsekwencje była kompletnie inna).
  • Liczba dzieci w grupie i poziom hałasu – w sali gdzie bawiło się kilkanaścioro dzieci było dla T. za stanowczo głośno. Syn zasłaniał uszy, zbierał zabawki i ruszał na obchód przedszkola w poszukiwaniu pustej sali. Nadwrażliwość słuchowa w zeszłym roku była dużo silniejsza niż obecnie, więc musieliśmy odrzucić wszystkie przedszkola integracyjne. Jeszcze trudniej było gdy ktoś zaczynał nucić czy śpiewać.
  • Czas na zewnątrz – w przedszkolach, w których byliśmy dzieci spędzały na dworze około godziny dziennie. W kilku przedszkolach opiekunowie uprzedzali nas, że w deszczowe i zimne dnie wcale nie wychodzą, ale byliśmy też w takim gdzie dzieci, mimo iż przedszkole mieściło się w domku z ogródkiem, nie wyszły przez tydzień ani razu (był słoneczny maj i T. robił wszystko by wydostać się na zewnątrz). Skoro dzieci prawie lub cały dzień spędzały w pomieszczeniu zwróciłam większą uwagę na ich wygląd – i nie mam tu kompletnie na myśli wyposażenia w pomoce czy drogich mebli, ale czystość pomieszczeń, dostęp naturalnego światła i przestrzeń. Niestety w wielu z nich można było dostać depresji z braku tych powyżej, a dodatkowo moją uwagę zwróciły karne jeżyki i ławeczki do uspokojenia się.
  • Umiejętności i „dobre zachowanie”, a nie relacja i świadomość przeżywanych emocji – po pytaniach, które zadawano mi w czasie spotkań w przedszkolach, po podejściu pracowników przedszkola do T. widziałam co jest dla nich ważne i niestety bardzo często było to bezrefleksyjne wykonywanie poleceń, cisza w sali, spokój, prace przy stoliku. Emocje dziecka? Tym się nie zajmowano, a raczej zajmowano się, ale poprzez uciszanie, zawstydzanie, etykiety, odwracanie uwagi itd. Nie było miejsca na dziecięcą radość i frustrację, śmiech i płacz, złość, spontaniczność i bliską, autentyczną relację.
  • Czas dojazdu – nie odwiedziliśmy wszystkich przedszkoli terapeutycznych w Warszawie – te położone w centrum miasta odpadły ze względu na czas dojazdu. Nie chciałam by w związku z pójściem T. do przedszkola jego młodszy brat spędzał 3 godziny dziennie w samochodzie.

Po kilku miesiącach poszukiwań zrezygnowałam i zamiast szukać przedszkola, zaczęłam szukać terapeutów, którzy będą pracować z T. z szacunkiem i empatią. Tak trafiłam do poradni, w której T. ma terapeutów, których uwielbia i terapię, która przynosi niesamowite efekty. Być może za kilka miesięcy, może trochę dłużej T. pójdzie do przedszkola, ale te z założenia terapeutyczne będę już omijała z daleka. Miejsca terapii i terapeutów ma już takich jakich sobie dla niego wymarzyłam.

A jeśli chodzi o moje dotychczasowe doświadczenia z przedszkolami terapeutycznymi to tytuł wpisu powinien raczej brzmieć: LEŚNE PRZEDSZKOLE TERAPEUTYCZNE PROWADZONE W DUCHU POROZUMIENIA BEZ PRZEMOCY, czyli o mrzonkach bliskościowego rodzica.

 

  • Autorem zdjęcia jest Malcolm.

Podobne wpisy

Brak komentarzy

Zostaw komentarz