Odkąd T. otrzymał diagnozę odwiedziliśmy bardzo wielu lekarzy i często miałam wrażenie, że nie widzą oni innego sposobu na zbadanie dziecka jak posiadanie szuflady pełne naklejek. Takich z pociągami, kotkami, motylkami. Naklejek na grzeczność, która w tym przypadku oznacza bycie cicho. Oznacza NIE dla strachu i płaczu, udawany spokój i uśmiech, żeby dostać odznakę dzielnego pacjenta.
Ostatnio też byłam z T. u lekarza. Innego lekarza. Takiego, który popatrzył serdecznie na Syna i powiedział:
– Hej. Jestem Tomek i chciałbym obejrzeć twoje stopy. Mogę?
A gdy T. popłakiwał, spytał:
– Denerwujesz się bo nie wiesz co będę robił?
Byliśmy u lekarza, który nazywał emocje, który rozumiał obawy dziecka (i nie przeszkadzało mu ich okazywanie) oraz tłumaczył krok po kroku co robi. Byliśmy u lekarza, do którego moje dziecko pójdzie chętnie na kolejną kontrolę. Zamiast szuflady pełnej naklejek wystarczył uśmiech i odrobina empatii.
Brak komentarzy